Pablieton o Hołowni
Szymon Hołownia i jego wyborcze szanse. Słów kilka…
Dziś wyborcze szanse Szymona Hołowni ocierają się o 50% tego, co zdobył w 2020r. Na tle rywali jest outsiderem. Miota się od poparcia demokracji do puszczania oka w kierunku PiS. Od walki z PiS po zupełnie niezrozumiałe dla wyborców ruchy, jak chociażby z immunitetem Kaczyńskiego. To jest typowa polityka „od ściany do ściany”.
Dla wyborców PiS i szerzej prawej strony zawsze będzie niewiarygodny, bo jest skrajnie „umoczony” w polityczny związek z… D. Tuskiem. I nic na to nie poradzi. No, chyba że rozwali koalicję i zawiążę ją ponownie z… PiS. Ale to byłoby działanie politycznie samobójcze i nie posądzam go o tego typu straceńcze inklinacje.
Dostrzegam jednak pewną nadzieję, że kampania Nawrockiego totalnie się posypie i część wyborców Karolka zechce oddać głos właśnie na niego. Tu kłania się casus kandydatki PO z poprzednich wyborów. I sytuacji w której, z chwilowego braku mocnych zawodników, Szymon Hołownia miał szanse na drugą turę. To fakt. Tak przez dwa, może trzy tygodnie było.
Czy jest to możliwe w 2025 roku? Nie… Po pierwsze, Nawrocki dowiezie do wyborów swoje dwadzieścia kilka procent głosów. Bo tak to w Polsce i z tym elektoratem jest. PO drugie, prawą stronę reprezentują jeszcze: Menzten, Braun i magik Stanowski. Tam też jest razem pewnie realnie ponad piętnaście procent. Co w sumie oddaje siłę prawicy. Gdzie tu są głosy rozczarowanych, którzy pójdą do Hołowni? Chyba ich nie ma… Ale…
Idźmy dalej. Kampania Nawrockiego wysypuje się. Co robi PiS? Zaprzęga do wyborczego dyszla Czarnka, Morawieckiego, Szydlo. Nie wchodząc w dywagacje, które z nich ma większe szanse itd., są to jednak poważne nazwiska dla wyborców partii Kaczyńskiego. Nie miejmy złudzeń, każde z nich natychmiast i zapewne z okładem wyrówna wynik Nawrockiego. Gdzie tu są głosy dla Hołowni? Chyba ich nie ma…
Dodajmy jeszcze siłę narracyjną. Tę marszałek sejmu miał w styczniu… 2024. Kiedy zmieniał sejm z pisowskiego na bardziej otwarty. Z zamordystycznego na bardziej demokratyczny. Tyle tylko, że zwischenrufów zwykle nie starcza już na poważną politykę, bo tą – na całym świecie- rządzą emocje. A tych szukać przy Hołowni raczej nie sposób.
Marszałek robi zatem to czego się nauczył. Dystansuje się od własnego przecież rządu. Prowadzi kampanię na pograniczu trollingu PO, R. Trzaskowskiego i D. Tuska. Pokazuje standardowy już w jego ustach duopol. Tuska jest w jego ustach więcej, niż Nawrockiego i Kaczyńskiego. Mówi wreszcie o swojej niezależności i Polsce, która dzięki skasowaniu owego sakramentalnego duopolu ma szanse iść do przodu. Czyżby?
Pozycję wyjściową do prezydentury buduje się na wiarygodności. A w tym przypadku mamy poważne jej deficyty. Niezwykle istotne dla wyborców kwestie praw kobiet czy rozliczeń PiS kładą się cieniem na aktywności Hołowni. Jeśli dodamy do tego atak na koalicjantów wychodzi przekaz, którego wyborcy po prostu nie rozumieją i nie kupują. Nie da się stać jedną nogą przy drzwiach z napisem „symetryzm”, a drugą raźnie tuptać do tych z napisem „antyPiS”. Nie da się kłaniać Episkopatowi i puszczać oka do kobiecego elektoratu. Nie da się być jedną nogą w koalicji, a drugą w opozycji. Po prostu nie da się…
Wychodzi na to, że funkcja marszałka sejmu, która przecież miała stanowić doskonałą trampolinę do prezydenckich wyborów, paradoksalnie stała się największą przeszkodą w tym wyścigu. Nic tak nie zabija wizerunku, jak niejednoznaczność. To słowo zaś może być dziś wyborczym hasłem Szymona Hołowni….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz