Jakaś szczególna moda zapanowała w polskiej polityce. Kiedyś od kandydata w wyborach prezydenckich wymagano, by był wykształcony, inteligentny, kompetentny czy przystojny. Teraz najwyraźniej nie musi być ani inteligentny ani nawet przystojny. Wystarczy, że jest niezależny. Niezależnym ogłasza się Hołownia, Nawrockiego ogłasza niezależnym Kaczyński, a Trzaskowskiego jako niezależnego rekomenduje Tusk. To zresztą dość perwersyjny manewr, by niezależność kandydata deklarowali akurat ci, od których w powszechnej opinii kandydaci mogą być zależni.
Felieton Tomasza Lisa >>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz